Gdy padła propozycja klubowego wyjazdu na półmaraton do Kijowa nawet się nie zastanawiałem. Od razu zapisałem się na ten event.
Do Warszawy skąd odlatywalismy przyjechałem z Asią i Leszkiem.
Już na lotnisku zostały nam zapewnione atrakcje, gdyż pozostawiona bezpańsko torba zerwała z nóg wszystkie służby ratunkowe i na własne oczy widzieliśmy sapera jak z filmu The Hurt Locker. Na szczęście boom nie było. Ciekawe czy torba znalazła właściciela?
Po godzinnym locie byliśmy już na Ukrainie. Już sam transfer z lotniska do centrum miasta napawał optymizmem, że to będzie udany wypad, humory dopisywaly, choć widok za oknem pokazywał jakieś 30 letnie zacofanie w porównaniu do tego co możemy na codzień ogladać w naszym kraju. Co tu dużo mówić, generalnie bieda aż piszczy.
Aż nic dziwnego, że tylu obywateli tego kraju przyjeżdża pracować do Polski. Po zalogowaniu się w naszych kwaterach, które były rewelacyjne, przychodzi kolejna refleksja. Mianowicie kraj kontrastów. Tam gdzie są pieniądze da się żyć na w miarę dobrym poziomie.
W sobotę wieczorem odebralismy jeszcze pakiety startowe. Expo zorganizowane było na przyzwoitym poziomie. Można rzec jak u nas. Po zrobieniu w przybliżeniu miliona fot z każdej strony w każdym ujęciu, bawiąc się nawet zoomem udaliśmy się na zasłużony spoczynek. W końcu jutro co jak co, ale trzeba zaliczyć udany występ.
Moje założenia startowe były jasno sformułowane. Zacząć spokojnie i kontrolując sytuację pobiec w tempie zbliżonym do planowanego na za dwa tygodnie tempa maratońskiego. Od startu do 16km biegłem równo z Norbertem podziwiając widoki. Następnie trochę podkręcilem jednak długie wzniesienie na 19 km nie pozwoliło się zbytnio rozkręcić i z całości wyszedł równy ciągły po 4:01km. Całość ukończyłem w czasie 1:25:35 co dało mi 26miejsce open.
Tego dnia byłem najszybszym Altomem, chociaż, trasa nie sprzyjała osiąganiu rekordów życiowych. Usytuowanych na niej było kilka długich podbiegow skutecznie spowalniających zawodników.
Po biegu i krótkim odpoczynku zaliczylismy jeszcze popołudniowe zwiedzanie a wieczorem przyszedł czas na podsumowanie biegu. Nie będę się zbytnio rozpisywał bo „kto był ten wie”. W skrócie powiem tylko, że to był najmilej spędzony czas podczas całego pobytu. Brzuchy bolały od śmiechu.
Poniedziałek był już dniem wyjazdowym ale udało się jeszcze zobaczyć kilka atrakcji turystycznych i zakupić pamiątki. Do Polski wróciliśmy wieczorem.
Był to kolejny weekendowy wypad pełen wrażeń. Oby takich więcej.
Bartek Aleksandrowicz