Zmęczeni kwarantanną i izolacją postanowiliśmy w pierwszy weekend czerwca wybrać się wspólnie na spływ kajakowy rzeką Wdą. Kierunek wyprawy Bory Tucholskie, miejscowość Tleń, nie ma to jak dotleniać się w Tleniu 🙂
Wszyscy oprócz naszej 4 -ki, przybyli na miejsce w piątek po południu. Po rozpakowaniu się i rozlokowaniu w domkach nastąpiła integracja przy ognisku, która trwała do późnych godzin nocnych.
My dojechaliśmy rano, co niektórzy właśnie wracali już z treningu biegowego dookoła jeziora 🙂 Po śniadaniu wszyscy udali się po kamizelki ratunkowe w odpowiednim rozmiarze i autokar przewiózł nas do miejscowości Błędna gdzie był początek spływu. Ok godz. 10:00 wszyscy uśmiechnięci wyruszyli w drogę… Początkowo rzeka Wda płynęła raczej spokojnie, po przepłynięciu ok 500 metrów pojawiła się pierwsza przeszkoda w postaci zwalonego drzewa, można było przepłynąć pod konarem i tylko na wąskim odcinku, więc zrobił się korek 🙂
Później częściej zaczęły pojawiać się powalone drzewa i robiło się coraz ciekawiej… Płynęliśmy pod nawisami gałęzi, miejscami zastanawiając się, którą stroną pokonać zwalone drzewa… co czyniło spływ bardziej atrakcyjnym, na pewno przydało się planowanie i odpowiednia taktyka, żeby się gdzieś nie zaklinować na konarze, który był tuż pod wodą prawie niewidoczny 🙂 Przez całą trasę mieliśmy przepiękne widoki, na górze były klify i zieleń a w dole drzewa chylace sie ku nam z młodymi zielonymi listkami lub wyschnięte badyle przypominające stwory z bajek, sceneria magiczna do tego śpiew ptaków, no i piękna pogoda – ponoć na zamówienie Asi – słonecznie i bez deszczu 🙂
W połowie trasy w miejscowości Stara Rzeka zaplanowany był krótki odpoczynek i posiłek w postaci grochówki z wkładką. Posileni ruszyliśmy w dalszą drogę. Gdzieś ok ¼ trasy wpłynęliśmy na jezioro Żur i tu się zaczęło… zerwał się silny wiatr i robiły się duże fale, które wdzierały się do kajaka, prawie jak sztorm na Bałtyku 🙂 a końca jeziora i mety spływu nie było widać … niby za mostem ale nie wiadomo było którym… bo było ich kilka 🙂
Po dotarciu na metę, odświeżeniu się, spotkaliśmy się na kawie i słodkim, którego wybór był ogromny, było ciasto drożdżowe, ciasteczka z rabarbarem,muffinki czekoladowe i kruche rogaliki – dla każdego coś dobrego 🙂
Po kawie i odpoczynku przyszła kolej na kolację tym razem w roli głównej dania z grilla, były kiełbaski, dla smakoszy kaszanka ale największą furorę zrobiły piersi Bogusi i Ani :-), które wszyscy zajadali ze smakiem, były też surówki i sałatki no i oczywiście duży wybór różnego rodzaju trunków, oczywiście na lepsze trawienie 🙂
Można też było trochę potańczyć, bo jakiś chłopak obok obchodził kawalerskie 🙂
Ok północy rozeszliśmy się do swoich domków na odpoczynek.
Dnia następnego najwytrwalsi biegacze przed śniadaniem zrobili jeszcze trening w pięknych okolicznościach przyrody. Po śniadaniu, przyszedł czas na pakowanie się, co niektórzy robili to niechętnie i powrót do swoich domów.
Wyprawa do Borów Tucholskich była bardzo udana i na pewno było warto. Fantastyczni towarzysze podróży, dużo śmiechu i zabawy, pyszności do jedzenia, no i sama rzeka bardzo ciekawa i urozmaicona z pięknymi widokami.
Dzięki wszystkim za towarzystwo, było super 🙂
Beata Woźniak